Reklama

Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, ale w rodzinnych archiwach zachowały się zdjęcia jedzenia uwiecznionego przeze mnie w połowie lat 90. ubiegłego wieku na starej poczciwej kliszy fotograficznej. Hamburgery zjadane w pośpiechu na dworcu w oczekiwaniu na pociąg, którym ruszaliśmy na kolejną wycieczkę, gofry z bitą śmietaną na nadbałtyckiej plaży czy pachnące latem jagodzianki z kruszonką babci Marysi.

Dziś stylizacja potraw i przygotowywanie ich do sesji zdjęciowych to jedna z moich największych pasji.

Jemy oczami

Reklama

Smaki i zapachy to najbardziej wyraziste wspomnienia mojego dzieciństwa.

Pamiętam doskonale smak świeżej bułki, grubo posmarowanej masłem z plastrem zrywanego prosto z krzaka pomidora i gryzącą w język solą, parzącej palce i usta słodko-kwaśnej, maślanej szarlotki, jedzonej tuż po wyjęciu z piekarnika w sobotnie popołudnie czy chrupiących zapiekanek z ciągnącym się na kilometry żółtym serem kupowanych w budce pod basenem.   

Od tamtych chwil minęło 25 lat. Moja praca wymaga odpowiedzialności i działania pod presją czasu.

Kiedy wracam do domu, z przyjemnością wsiąkam w to, co daje mi największą radość.

W kuchni łączę swoją pasję do poszukiwania nowych smaków i odtwarzania tych, które poznałam w trakcie podróży po mojej ukochanej Azji.

Obok podróżowania i gotowania największą frajdę daje mi właśnie stylizowanie i fotografowanie jedzenia.

Powiedzenie, że jemy oczami, ma w sobie dużo prawdy.

Przygotowując posiłek, zawsze staram się, aby był on estetyczny.

Uwielbiam, gdy jedzenie dobrze smakuje, ale równie ważne jest dla mnie to, jak wygląda.

Zawsze poświęcam kilka minut, by ułożyć je na talerzu tak, aby stanowiło spójną całość - nawet wtedy, gdy (co zdarza się niezmiernie rzadko) jem w samotności.

Foodporn. Naturalna potrzeba

Gdy wchodzę na plan zdjęciowy, wszystko inne przestaje dla mnie istnieć - jest tylko jedzenie i ja, jestem w transie - dokładam i układam kolejne elementy, przestawiam talerze po kilkanaście razy, a potem kończę z setkami zdjęć, z których ostatecznie należy wyselekcjonować zaledwie kilka.  

W domu często chwytam za aparat tuż przed tym, gdy jedzenie ląduje na stole, ot taka nagła, a u mnie już właściwie naturalna potrzeba, do której wszyscy przywykli. Kiedyś wybraliśmy się z mężem do kina, z dziećmi została koleżanka. Pomyślałam, że upiekę coś słodkiego, żeby trochę umilić im ten wspólny czas. Zanim dotarliśmy do kina, dostałam SMS-a "Aga dzieciaki chcą jeść muffinki. Dać im czy masz je do zdjęć?"

W niektórych kulturach europejskich jedzenie bywa czynnością wręcz intymną, w Azji natomiast powszechne jest wspólne jedzenie na ulicy, przy długich, często prowizorycznych stołach - posiłek tworzy mnóstwo mniejszych elementów, z których podczas wspólnego biesiadowania każdy wybiera to, na co akurat ma ochotę.

Uwielbiam ten klimat i azjatycki street food.

Japończycy z upodobaniem nagrywają siebie podczas jedzenia a następnie udostępniają te filmy w sieci. Wraz z rozwojem mediów społecznościowych obserwuje się rosnącą popularność zdjęć kulinarnych.

Na samym Instagramie jest ponad 200 milionów ujęć oznaczonych hasztagiem #foodporn, a na fali programów typu Master Chef oraz coraz lepszej dostępności i różnorodności, także egzotycznych produktów, coraz więcej osób eksperymentuje w kuchni, sięgając po przepisy umożliwiające przygotowanie we własnym domu potraw, których nie powstydziłyby się eleganckie restauracje.

A efektami tych poczynań naturalnie dzielą się w sieci.      

W dobie, gdy każdy z nas ma przy sobie telefon wyposażony w aparat fotograficzny z parametrami, które zawstydziłyby niejeden aparat cyfrowy sprzed dekady, robienie zdjęć jest czynnością niemal odruchową - uwieczniamy dosłownie wszystko i wszędzie.

Nie inaczej jest z jedzeniem - śniadanie, obiad, kolacja lądują nie tylko w naszych żołądkach, ale także w internecie.

Niektóre kadry są tak apetyczne, że nasze ślinianki natychmiast zaczynają intensywnie pracować, patrząc na inne zastanawiamy się, czy to aby nie było już raz jedzone...

Patenty na udane zdjęcia

Jak zatem robić dobre zdjęcia jedzenia? Poniżej kilka praktycznych wskazówek i moich patentów:

Fotografia to przede wszystkim światło, nie inaczej jest w tym przypadku. Rzadko używam profesjonalnych lamp studyjnych. Najlepsze jest światło naturalne i o nie trzeba zadbać w pierwszej kolejności.

Kolejna podstawowa rzecz to wybór potrawy - niestety nie każda jest na tyle fotogeniczna, by była warta uwiecznienia. Zastanów się zatem chwilę, czy na pewno chcesz sfotografować to, co masz akurat zamiar zjeść.

Otoczenie i tło - tu ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia. Czasami wystarczy parapet i doniczki ze świeżymi ziołami. Dobrze sprawdzają się też wszelkie naturalne materiały, np. len czy drewno (mam taki podkład wykonany ze starej stolnicy, pomalowany z jednej strony na biało, z drugiej na niebiesko), warto eksperymentować, bo czasami nawet kawałek odrapanej ściany może okazać się strzałem w dziesiątkę. 

Dobrze też, gdy w otoczeniu fotografowanej potrawy pojawią się składniki, z których została wykonana - kilka pomidorków, rozkrojona cebula, niedbale rzucone listki rukoli czy rozsypane ziarenka pieprzu nadadzą kompozycji nieco dynamiki.

Jeśli mamy taką możliwość i fotografujemy w domu, warto poświęcić chwilę na ułożenie jedzenia na talerzu - dodać kilka listków ziół czy świeżych owoców i wykorzystywać naturalne materiały w podobnych lub kontrastowych kolorach, zawsze pamiętając jednak, aby nie przesadzić z ilością dodatków, bo to przecież danie powinno grać pierwsze skrzypce.

Parafrazując popularne powiedzenie z szatą, można by rzec, że nie miska zdobi potrawę, jednak odpowiedni talerz czy oryginalny półmisek jest akcentem, który niejednokrotnie decyduje o charakterze zdjęcia - wybieraj raczej te matowe, które nie odbijają światła.

Oglądaj i podglądaj - sprawdzaj jak robią to inni, zwróć uwagę na kompozycję, ułożenie poszczególnych elementów, naczynia, podkład czy tło i po prostu rób zdjęcia - ja zrobiłam ich już tysiące i ciągle odkrywam coś nowego. To niesamowita zabawa i ogromna satysfakcja.


Agnieszka Maciaszek

***

Przepis na proste trufle czekoladowe


200 g czekolady (zaw. kakao 70-80 proc.)

100 g serka mascarpone, schłodzonego

15 g masła, 1/3 łyżeczki cynamonu, ciemne kakao do obtoczenia trufli



1. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, ustawiając miseczkę na garnku z gorącą wodą.

2. Do rozpuszczonej czekolady dodać masło i dokładnie wymieszać, przestudzić.

3. Przestudzoną czekoladę dodać do serka mascarpone, dosypać cynamon. Wymieszać, aż powstanie gładka masa. Całość schłodzić w lodówce - masa powinna stężeć na tyle, aby dało się ją formować.

4. Za pomocą łyżki nabierać niewielkie porcje stężałej masy i formować kulki wielkości orzecha włoskiego.

5. Gotowe trufelki otaczać w ciemnym kakao i odkładać na talerz. Do momentu podania przechowywać w lodówce.

Porcja około 30 sztuk.


O autorce

Agnieszka Maciaszek od 15 lat zawodowo związana z mediami digitalowymi, od prawie dziewięciu z Interią, dyrektor zarządzająca wewnętrzną agencją content marketingową Grupy Interia - Content Studio.

Prywatnie szczęśliwa żona i mama dwóch córek. Pasję do poszukiwania nowych smaków i zapachów łączy z miłością do podróżowania i zamykania jedzenia w apetycznych kadrach. Fascynuje ją zwłaszcza kuchnia azjatycka we wszelkich odmianach. Kiedy tylko ma taką możliwość, z radością wraca razem z rodziną w te rejony świata, aby poszukiwać nowych inspiracji kulinarnych w miejscach, do których rzadko docierają turyści. Spotkania z autentyczną kuchnią narodową odwiedzanych krajów pozwalają jej bliżej poznać ludzi i kulturę, a po powrocie z radością odtwarzać receptury w swojej kuchni.

Po latach mieszkania w Krakowie zamieniła wielkomiejski szum na spokojną, maleńką wioskę u podnóża Beskidu Wyspowego, gdzie życie toczy się innym rytmem. Fanka zdrowego odżywiania, slow food i jogi. Ostatnio wkręcona w wegańskie słodycze i wypieki na nowo odkrywa w sobie łasucha.

POLECAMY:

Ultramaraton z depresją i cukrzycą

Poszerz horyzonty. Lataj dronem. O swojej pasji opowiada Tomasz Baniak

Na basen, na rolki, na kajaki - zabierz ze sobą psa. O swojej pasji opowiada Weronika Piwowarczyk

Interia Pasjonaci to cykl o ludziach Interii. Za funkcjonowanie złożonego organizmu, jakim jest portal, odpowiada ponad 400 osób. Poza profesjonalizmem i zaangażowaniem łączy nas oddanie swoim pasjom. Dlatego przedstawimy się wam w sposób nietypowy - przez pryzmat naszych zainteresowań i talentów.