Reklama

W przeciwieństwie do realnego życia, widz nie musi się przejmować tym, że zostanie na czymś przyłapany. Telewizja stała się wymarzonym narzędziem. Nigdy dotąd na tak wielką skalę człowiek nie miał dostępu do produkcji, w których można podglądać nieskrępowane relacje obcych ludzi. Pozwalamy sobie na "guilty pleasure", czyli wstydliwą przyjemność, po której niekiedy mamy wyrzuty sumienia. Przekraczamy niewidzialną granicę, do której w normalnych sytuacjach nie moglibyśmy się nawet zbliżyć.

Podglądactwo. Naturalna potrzeba?

Zygmunt Freud uważał, że podglądactwo to naturalna potrzeba, która warunkuje prawidłowy rozwój jednostki. Podglądactwo, czyli voyeuryzm,  to termin zaczerpnięty właśnie z psychoanalizy i wiąże się z przyjemnością podglądania, zwłaszcza aktu seksualnego. Ale kim jest podglądacz w kinie albo telewizji? Jak pisze Tadeusz Lubelski w "Encyklopedii kina", "widz jest anonimową postacią, ukrytą w ciemności, która może być bezkarnym obserwatorem wszystkiego, co oferuje mu ekran". W dodatku czerpie z tego przyjemność. Bo voyeuryzm interesuje się nie tylko ciałem, ale całą sferą prywatną, której granice w ostatnich latach są przekraczane i przesuwane coraz dalej.

Reklama

Jak pisze socjolog mediów i badacz środków przekazu Brian McNair, dziś żyjemy w tak zwanym "społeczeństwie striptizu" - to, co prywatne, staje się publiczne, a granice tabu są przekraczane. W głośnej książce "Seks, demokratyzacja pożądania i media, czyli kultura obnażania" McNair wskazuje na postępującą seksualizację kultury, przesycenie nagości w mediach oraz obnażanie się emocjonalne. Wyrazem tego jest coraz większa popularność programów typu talk-show czy reality show, w których celebryci bądź zwykli ludzie odsłaniają prywatną sferę życia.

Joanna Wieczorek w pracy "Okiem podglądacza, czyli zjawisko wojeryzmu w polskich mediach i polityce" przytacza z kolei słowa pakistańsko-brytyjskiego pisarza Ziauddina Sardara, który stwierdza, że "pandemia podglądactwa osiąga swoje apogeum w studiu telewizyjnym".

Ekshibicjonizm medialny

Środki masowego przekazu przyczyniły się do rozwoju podglądactwa na nieznaną dotąd skalę. Wszyscy w tym uczestniczymy. Są ci, którzy podglądają, i ci, którzy zgadzają się na to, by podglądał ich ktoś inny. Ten ekshibicjonizm medialny polega na upublicznianiu życia prywatnego, aby zdobyć pieniądze bądź popularność. Albo obie te rzeczy naraz. Podglądanie okazuje się szansą - można uczestniczyć w czymś, co jest dla nas nieosiągalne, zaspokaja też naszą ciekawość. Dlaczego ludzie chcą pokazywać swoją prywatność w telewizji? Szybka kariera, popularność, wyrwanie się z anonimowości?

W artykule Michaliny Redy "Wszyscy jesteśmy podglądaczami, czyli o voyeuryzmie słów kilka" czytamy, dlaczego telewizja produkuje kolejne reality show, które odzierają bohaterów z jakiejkolwiek prywatności. Jak się okazuje, wszystko bierze się z prostej ludzkiej chęci patrzenia, która leży głęboko w naszej naturze.

Granica intymności

Każdy ma skłonność do podglądania, ale na eskalację tych potrzeb największy wpływ mają internet i telewizja. Widz wkracza w bardzo prywatną, coraz częściej intymną strefę drugiego człowieka. Ukazywane są też sytuacje ekstremalne i drastyczne, co pobudza zainteresowanie obserwujących. W programach typu reality show bohaterowie obnażają dobrowolnie swoją prywatność. Jak daleko są w stanie się posunąć? Czy są jakieś granice podglądactwa? Gdzie tkwi granica intymności?

Choć tego typu programy narodziły się w latach 70. XX wieku na gruncie amerykańskim, dziś są jednym z najmocniejszych filarów każdej telewizji.

W Polsce tak naprawdę wszystko zaczęło się od "Big Brothera" w 2001 roku, choć pierwszym polskim reality show był "Agent" (2000). Zanim pojawiła się współczesna wersja, czyli "Agent-Gwiazdy" (z udziałem celebrytów), TVN przed laty wyemitował dwie edycje "Agenta", w których brali udział zwykli ludzie, wyłonieni podczas castingu. W programie brało udział 12 uczestników, wśród których znajdował się tytułowy Agent, działający na niekorzyść grupy. Pod koniec każdego odcinka uczestnicy wypełniali ankiety i próbowali zgadnąć, kto spośród nich jest agentem. Osoba, która udzieliła najmniej trafnych odpowiedzi, odpadała.

Oko Wielkiego Brata

Jednak to "Big Brother" zmienił oblicze telewizji. W 2001 roku 12 osób zamknięto na 15 tygodni w specjalnym domu pod Sękocinem. Wszędzie były kamery, uczestnikom zakazano kontaktu ze światem zewnętrznym. Zniknęło poczucie intymności, widz miał prawie nieograniczony dostęp do uczestników oraz poczucie władzy, bo dzięki głosowaniu SMS-em można było "usuwać" nielubiane osoby. Uczestnicy programu, którzy byli zwykłymi ludźmi, błyskawicznie stali się celebrytami, a wielu z nich kontynuowało swoją karierę medialną. Większość Polaków wiedziała, kim jest Gulczas, Klaudiusz, Manuela czy zwycięzca pierwszej edycji, dzisiaj już nieżyjący strażnik miejski i poseł Janusz Dzięcioł.

Polska była 22. krajem, w którym zaczęto realizować holenderski projekt firmy Endemol. "Big Brother" stał się przedmiotem wielu dyskusji, badań i krytyki. Jednak widzowie byli zachwyceni. Pierwszą polską edycję programu "Big Brother" oglądało średnio 4,5 mln widzów! W tamtych czasach to był fenomen.

W 2019 roku "Big Brother" świętował 20-lecie. Pierwszą edycję pokazano w 1999 roku w telewizji holenderskiej. "To znakomity format, którego formuła praktycznie się nie zmieniła przez te wszystkie lata. Zmienia się jedynie świat opisywany przez program" - mówił portalowi Wirtualnemedia.pl Ryszard Sibilski, prezes Endemol Shine Polska.

Stacja TVN postanowiła reaktywować "Big Brothera". W 2019 roku widzowie obejrzeli dwie edycje reality show (wiosenną i jesienną). Na 15 miejsc do jesiennej edycji "Big Brothera" zgłosiło się... 28 tys. osób, które były zainteresowane zamieszkaniem w domu naszpikowanym kamerami.

"Wszyscy możemy być gwiazdami, jeśli tylko się pokażemy. Program wniósł też czynnik aktywności podglądającego. Jako widzowie decydujemy po cichu o tym, kto zostaje w domu. Nie tylko podglądamy, ale stajemy się podglądaczami-demiurgami. Przypomina to też, że podmiot podglądactwa nie jest wcale bierny. Podglądacz jest zawsze aktywną stroną" - mówi Aleksander Kmak, antropolog obrazu i historyk sztuki, w wywiadzie opublikowanym w portalu Niewinni Czarodzieje.

Niebezpieczne przesuwanie granic

Szybko w telewizji polskiej pojawiły się inne programy tego typu.

Polsat - równolegle z pierwszą edycją "Big Brothera" - emitował "Dwa światy". Był to pierwszy reality show polskiej produkcji. Uczestnicy programu przez pierwszy tydzień mieszkali w pełnym wygód luksusowym domu, a po tygodniu przenosili się do wiejskiej chaty, w której zdani byli tylko na siebie. O tym, gdzie mieszka który z uczestników, decydowało głosowane telewidzów. Mimo wysokiej oglądalności program zakończył się po jednej edycji.

Następnie pojawił się "Bar" (2002-2006). Zadaniem uczestników, którzy musieli ze sobą zamieszkać, była po prostu praca w barze i zebranie jak największego utargu. O tym, kto odpada z programu, decydowało głosowanie uczestników (słynne "gorące krzesła") oraz telewidzów. Podczas pierwszej edycji dwoje uczestników zdecydowało się na ślub - byli pierwszą parą na świecie, która podjęła taką decyzję w programie typu reality show. Z kolei w drugiej edycji jedną z uczestniczek była 18-letnia wówczas Dorota "Doda" Rabczewska. Program Polsatu doczekał się łącznie sześciu edycji, a w pięciu brali udział także celebryci.

Stacja TVN oferowała widzom program "Jestem jaki jestem" (2003-2004). Na naszych oczach toczyło się prywatne życie Michała Wiśniewskiego, będącego wówczas u szczytu popularności lidera zespołu Ich Troje. Michał z ówczesną żoną Martą i dziećmi przeprowadzili się  na czas realizacji programu do domu pełnego kamer. TVN emitował również odcinki na żywo. W produkcji pojawiały się znane osoby, m.in. Maciej Maleńczuk, Edyta Górniak, Violetta Villas czy polityk Andrzej Lepper.

Następne lata, a szczególnie po 2005 roku, przyniosły prawdziwy wysyp programów typu reality show. W tym okresie pojawiło się również sporo produkcji typu talent-show. Widzowie mogli oglądać między innymi takie programy jak "Taniec z Gwiazdami" (od 2005 roku do teraz), "Idol" (2002-2017), "Gwiazdy tańczą na lodzie" (2007-2008), "You Can Dance - Po prostu tańcz" (2007-2016), "Must Be the Music. Tylko muzyka" (2011-2016), "Warsaw Shore: Ekipa z Warszawy" (2013), "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" (od 2014 do teraz), "Celebrity Splash" (2015), "Wyspa przetrwania" (2017), "Agent - Gwiazdy" (od 2016 do teraz; w latach 2000-2002 jako "Agent"), "Mam talent!" (od 2008 do teraz), "Kuchenne rewolucje" (od 2010 do teraz), "The Voice of Poland" (od 2011 do teraz, edycja dla dorosłych, dzieci i seniorów), "Kto poślubi mojego syna?" (2014-2016), "Rolnik szuka żony" (od 2014 do teraz), "Projekt Lady" (2016 do teraz), "Love Island. Wyspa miłości" (2019), "Dance, Dance, Dance" (2019 do teraz), "Sanatorium miłości" (2019 do teraz).

Z czasem granice intymności i akceptowalności pewnych zachowań przed kamerami zaczęły się jednak niebezpiecznie przesuwać. W programach takich, jak "Warsaw Shore", "Love Island. Wyspa miłości" czy nowe edycje "Big Brothera" (2019), pojawiły się sceny, które bulwersowały widzów. Uczestnicy używali w stosunku do siebie wulgarnego słownictwa, dochodziło do rękoczynów, molestowania, przemocy. Widzowie byli świadkami scen, które sugerowały akty seksualne. Kamery rejestrowały wspólne imprezy uczestników, suto zakrapiane alkoholem. Okazało się, że bohaterowie nie mają już prawie żadnych zahamowań i nie cofają się przed niczym. Wszystko na sprzedaż?

Oglądanie samego siebie

Z drugiej strony mamy taki program jak "Gogglebox. Przed telewizorem", emitowany nieprzerwanie od 2014 na antenie TTV. Widzowie podglądają innych widzów, którzy siedzą w swoich domach, oglądają telewizję i komentują programy z danego tygodnia, na przykład odcinek "Rolnik szuka żony". Brzmi to dość absurdalnie, ale reality show, opierające się na takiej koncepcji, to absolutny hit. Program ogląda średnio 800 tysięcy widzów. Co przyciąga ludzi przed telewizory? Chyba właśnie normalność, prawdziwość i możliwość utożsamienia się z bohaterami.

"Kluczem do sukcesu Goggleboxa są ludzie, których chcemy gościć co tydzień w swoich domach. To są realni i szczerzy do bólu telewidzowie, z którymi bawimy się i na nowo przerabiamy najciekawsze momenty telewizyjne. Ten format zwycięża przede wszystkim możliwością oglądania siebie samego" - tłumaczy w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Lidia Kazen, dyrektor programowa TTV.

Może właśnie chodzi o prawdę?

Część widzów - zmęczona już takimi produkcjami - zaczyna sięgać w ostatnich latach po programy, których bohaterami są zwykle ludzie, ich prawdziwe emocje i problemy ("Rolnik szuka żony", "Sanatorium miłości").

Ostatnie lata to wielki sukces programu TVP "Rolnik szuka żony". Produkcja liczy już sześć edycji i wciąż bije rekordy popularności. 

Każdy odcinek ogląda średnio 3,5 miliona widzów. Uczestnicy "Rolnika..." są przede wszystkim naturalni. Magnesem przyciągającym widzów przed telewizory jest też gospodyni programu Marta Manowska - kobieta, od której bije ciepło i życzliwość dla bohaterów. W programie nie ma eskalacji patologii, widzowie żyją problemami swoich ulubieńców. Poza tym w reality show mamy miłość, która wyrasta na oczach widzów. Program skojarzył już kilka par, były również śluby, a na świat przyszło kilkoro dzieci.

Jak powiedział Adam Kraśko, jeden z barwniejszych bohaterów pierwszej edycji "Rolnika...": "Ten program jest jak disco polo, z jedną różnicą - ludzie przyznają się do tego, że go oglądają! Moim zdaniem ludzie zobaczyli prawdę. A prawda zawsze się sprzedaje".


Anna Kempys