Reklama

W rodzinnym domu naprawiało się właściwie wszystkie rzeczy codziennego użytku, począwszy od ubrań i butów, szkła, pościeli i firan, różnej elektroniki, a skończywszy na meblach.

Drugie życie

Nie bez znaczenia dla tej historii jest moje zamiłowanie do zagadek. Mama ze śmiechem wspomina, że gdy chciała mieć chwilę dla siebie, to wystarczyło dać mi do zabawy porządnie zawiązane buty. Cierpliwie i w ciszy rozsupływałam sznurówki, a ona mogła zająć się swoimi sprawami. Po sznurówkach były puzzle, klocki lego, a na końcu projekty DIY i renowacja mebli.

Reklama

Rozwikływanie problemów, a zwłaszcza tych, które wymagają kreatywnego podejścia, a tak właśnie jest w przypadku różnych napraw, projektów re- i upcyklingowych i oczywiście renowacji, przynosi mi relaksujące chwile miłego skupienia. A jeśli połączyć to z bliskim memu sercu ruchem zero waste i faktem, że uwielbiam nadawać przedmiotom drugie życie, mamy przepis na pasję doskonałą.

Nie boję się zakasywania rękawów, często podejmuję się nawet tych najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych prac renowacyjnych. Choć najczęściej przy pierwszym podejściu efekt jest raczej mizerny i rzadko wszystko od razu wychodzi tak, jak powinno, to samo skupienie na problemie, który rozwiązuję własnymi rękami, przynosi mi ogromną satysfakcję.

Można taki proces twórczy porównać do wizyty w escape roomie. Nic poza tym wymyślonym światem i grą wówczas nie istnieje. Skupiamy się na byciu tu i teraz, a to pozwala skutecznie oderwać się od trosk i problemów z zewnątrz.

Ja swoje mindfulness uprawiam z takerem w ręku.

Pierwsze koty

Pierwsze krzesło odnowiłam jeszcze w liceum. Nie miałam oczywiście zielonego pojęcia o tym, co robię. Kierowałam się wyłącznie intuicją i podpowiedziami taty. No i uczciwie przyznam, że nie próbowałam wtedy swoich sił w tapicerowaniu. Bukowe gięte krzesło typu thonet okleiłam skrawkami gazet i polakierowałam. Najważniejszy był więc wikolowy klej do drewna i trwały, ale szybkoschnący lakier. Krzesło stoi w moim starym pokoju w rodzinnym domu do dziś. Nadal bardzo je lubię i uważam, że to najlepsze, co mu się mogło przytrafić, choć większość fanów mebli vintage uważa, że te najlepiej prezentują się w swoich oryginalnych formach.

Fascynację meblami tapicerowanymi podziela też moja siostra. Kiedy przeprowadzała się do swojego nowo kupionego domu, wypatrzyła na popularnym serwisie aukcyjnym dwa używane fotele klubowe z lat 70., które idealnie wpisałyby się w przestrzeń jej nowego salonu. Miały dwie poważne zalety - świetny, ponadczasowy design i bardzo, ale to bardzo niską cenę.

Za to, jak dziś prezentują się te dwa piękne klubowe fotele, w całości odpowiada moja siostra. To ona wybrała tkaniny i połączenia kolorystyczne, a znajomy tapicer spod łódzkiego Ozorkowa wymienił obicie. Przemiana foteli była czymś w rodzaju punktu zwrotnego w mojej przygodzie z renowacją mebli miękkich. To właśnie wtedy złapałam przysłowiowego bakcyla i na poważnie zaczęłam interesować się designem z połowy XX wieku, także rodzimym, powstałym w okresie PRL.

Polowanie na śmieci

Najpierw zaczęłam przeglądać internet w poszukiwaniu podobnych foteli, które inni wyprzedają za niewielkie sumy lub zwyczajnie oddają za darmo, opróżniając mieszkania dziedziczone po dziadkach i rodzicach. Potem natrafiłam na facebookowe grupy śmieciarkowe i promujące filozofię zero waste, gdzie ludzie informują o przedmiotach (również meblach), których zamierzają się pozbyć. Ponieważ grupy te cieszą się dużym zainteresowaniem, to sukcesy w postaci odbioru meblowych perełek zdarzały się raczej rzadko. A ja chciałam więcej!

Wtedy narodził się pomysł zapoznania się z harmonogramem wywozu śmieci wielkogabarytowych w dzielnicach, które - można powiedzieć - PRL-em stoją. W Krakowie to oczywiście Nowa Huta, która zresztą właśnie przeżywa swoje odrodzenie. Wielu młodych ludzi kupuje i dziedziczy w mieszkania w Nowej Hucie, a w trakcie remontu pozbywają się zastanych w nich mebli.

Plan okazał się strzałem w dziesiątkę! Tym bardziej, że przecież pracuję w samym sercu starej Nowej Huty. W ten sposób trafiły do mnie trzy fotele, których do dziś niestety nie udało mi się zidentyfikować, pierwsze krzesła fotelikowe "Aga" projektu J. Chierowskiego, konsola pod radio typ 640 B, czy popularne krzesła "Hałas" model 190. Oczywiście wtedy nie miałam jeszcze zielonego pojęcia o tym, co udało mi się zdobyć. Nie miałam pojęcia o historii mebli, autorach projektów, nie wiedziałam też wiele o ich konstrukcji. Można powiedzieć, że zwyczajnie wpadłam w szał posiadania polskich mebli z połowy wieku.

Oprócz mebli miękkich do mojej kolekcji zaczęły dołączać meble skrzyniowe - komody, szafy, a także stoły, a potem też kryształowe i kolorowe szkło. W pewnym momencie śmiałam się, że w swoim salonie mogłabym urządzić niewielką salę kinową - tyle miałam krzeseł! Tzn. nadal je mam, ale na szczęście nie wszystkie przechowuję we własnym mieszkaniu.

Jak odnowić krzesło

Miałam już meble, jakieś pojęcie o pracy z drewnem, głowę pełną pomysłów i zero wiedzy o tapicerowaniu. Łatwo się domyślić, że na tym etapie prace szły gładko do momentu odnowienia elementów drewnianych i tzw. wybebeszenia mebli z ich starych obić i zbutwiałych pasów i pianek. Kiedy przyszło do odbudowy mebla, zaczęły się piętrzyć pytania i problemy - jak prawidłowo naciągnąć pasy, jakiej gęstości piankę wybrać, jak wszyć kedrę na domowej maszynie i wiele innych.

Zagadnień było tak wiele, że postanowiłam zasięgnąć porady specjalisty. I tak trafiłam do krakowskiego stowarzyszenia Wytwórnia Makerspace, gdzie całą potrzebną wiedzę do domowego kontynuowania swojej pasji zdobyłam na warsztatach prowadzonych przez Mery Bednarz.

Od tego momentu kilka razy w roku wpadam do Mery na warsztaty i uzupełniam braki w umiejętnościach, a nowo zdobyte ćwiczę i doskonalę już na własnych meblach.

1. Wybór

Stare krzesło czy fotel, które wpadły nam w oko, dobrze jest najpierw dokładnie obejrzeć. I to jeszcze w miejscu, z którego mamy zamiar zabrać mebel.

Zwłaszcza, jeśli to śmietnikowa wiata. To koniecznie, by nie przynieść sobie do domu niechcianych owadzich gości takich jak np. pluskwy, mole czy pchły.

2. Bebeszenie mebla

Po przyniesieniu mebla do domu możemy przygotować się do rozbiórki. Odkręcamy wszystkie śluby łączące drewniane elementy, a te części, które pozostają sklejone, rozbijamy miękkim młotkiem.

Po tym procesie najczęściej zostaniemy z drewnianą ramą, którą teraz możemy zacząć czyścić. W procesie szlifowania warto zwrócić uwagę na rodzaj powłoki, z którą mamy do czynienia. Im twardsza, tym proces ten będzie dłuższy i trudniejszy. Warto rozważyć zastosowanie cykliny, szlifierki oscylacyjnej, a czasem chemii do usuwania starych powłok lakierniczych lub nawet pokusić się o zastosowanie opalarki.

Po wyczyszczeniu drewna możemy zdecydować o nadaniu mu nowego koloru za pomocą bejcy lub farby, a potem zabezpieczyć go lakierem, olejem lub woskiem.

Kolejnym etapem jest usunięcie starej tapicerki, zużytych gąbek i pasów tapicerskich, czasem sprężyn. Tu przyda się narzędzie ręczne, potocznie zwane kozią nóżką, które świetnie sprawdza się w usuwaniu zszywek i gwoździ tapicerskich.

3. Nowe wnętrze

Tak przygotowany mebel możemy zacząć ubierać w jego nowe wnętrzności - pasy tapicerskie, gąbki i/lub sprężyny, trawę morską lub matę kokosową.

Zwłaszcza te dwie ostatnie brzmią egzotycznie, ale - wbrew pozorom - wielu mistrzów tapicerstwa nadal stosuje te materiały.

Natomiast, jeśli to nasze pierwsze krzesło, najlepiej postawić na piankę tapicerską i włókninę potocznie zwaną owatą.

4. Modne ubranko

Ostatnim etapem jest przygotowanie i nałożenie nowego obicia. To proces o tyle skomplikowany, że zaczyna się już na etapie wyboru odpowiedniej tkaniny tapicerskiej. Warto przemyśleć, gdzie będzie nasz mebel stał i jakie funkcje będzie pełnił. To zdeterminuje wybór odpowiedniej tkaniny.

Im krzesło czy fotel będą bardziej eksploatowane, tym lepiej wybierać tkaniny o wyższej gramaturze i łatwe do czyszczenia - choćby ze zwierzęcej sierści.

Uszycie obicia to proces najtrudniejszy. W moim przypadku sprawdza się metoda prób i błędów. Wiele krzeseł i mebli uda się wytapicerować w domowych warunkach, nawet, jeśli nie posiadamy maszyny do szycia, ani też specjalnego doświadczenia.

Przyda się wówczas dobry taker - może być pneumatyczny. Dobry manualny sprzęt również świetnie sobie poradzi, podobnie jak umiejętność szycia ściegiem krytym. No i nieoceniony jest też dostęp do YouTube’a!

Na koniec wystarczy złożyć krzesło, skręcić/skleić i umieścić w honorowym miejscu.

***

O autorce

Kasia Łuczak - z wykształcenia ekonomistka i socjolożka, z pochodzenia łodzianka.

Od września 2018 roku pracuje jako PR Manager w Grupie Interia. W branży od ponad ośmiu lat, a w Krakowie od pięciu.

Po pracy zajmuje się wszelkimi projektami DIY, odnawia stare meble i próbuje projektować nowe, wychowuje dwa koty i jeździ na rowerze.

Empatyczna wyznawczyni filozofii zero waste, fanka RuPaula, filmów Xaviera Dolana i dobrego jedzenia.

POLECAMY:

Skarby za miedzą

Świat w apetycznych kadrach

Ultramaraton z depresją i cukrzycą

Poszerz horyzonty. Lataj dronem. O swojej pasji opowiada Tomasz Baniak

Na basen, na rolki, na kajaki - zabierz ze sobą psa. O swojej pasji opowiada Weronika Piwowarczyk

Interia Pasjonaci to cykl o ludziach Interii. Za funkcjonowanie złożonego organizmu, jakim jest portal, odpowiada ponad 400 osób. Poza profesjonalizmem i zaangażowaniem łączy nas oddanie swoim pasjom. Dlatego przedstawimy się wam w sposób nietypowy - przez pryzmat naszych zainteresowań i talentów.